Tylko dzisiejszy mecz sezonu, w którym o mistrzostwo zagrają Manchester United oraz Chelsea, powinien być większą ozdobą 36. kolejki Premier League niż to, co czeka kibiców w poniedziałkowy wieczór. Zmierzą się wtedy dwie znakomicie dysponowane ostatnio drużyny i choć na próżno szukać ich w pierwszej czwórce, pasjonujące spotkanie na wysokim poziomie jest gwarantowane. Na tor w zachodnim Londynie wjedzie rozpędzony pociąg z Liverpoolu pod dowództwem Kenny’ego Dalglisha, gdzie na czołowe zderzenie przygotowany jest już pewien walijski maszynista i jego własny ekspres. Kto wyjdzie zwycięsko z tego starcia?
Fulham i Liverpool to jedne z najlepszych drużyn ligi w roku 2011, ale rozczarowująca pierwsza połowa sezonu w wykonaniu obu zespołów wyeliminowała je z walki o to, o co mogłyby grać, gdyby taką dyspozycję prezentowały przez całe rozgrywki. A tak, wiadomo, że the Cottagers nie mają szans na kwalifikację do Ligi Europejskiej poprzez Premier League, jak również to, że na Anfield nie zawita w przyszłym sezonie Liga Mistrzów. Tyle, że o tak wysokich pozycjach nikt w obu obozach do niedawna nawet nie śnił i sukcesem obu ekip jest sam imponujący marsz w górę tabeli wraz z upływem sezonu, który w obu przypadkach wciąż może być czymś zwieńczony. Fulham, w przypadku uzyskania kompletu zwycięstw w ostatnich trzech kolejkach, pobije swój punktowy rekord w historii występów w Premier League, zaś Liverpool ma wielką szansę przeskoczyć w tabeli nieosiągalny do niedawna Tottenham i ukończyć rozgrywki na piątym miejscu – marzących o takim finiszu rozgrywek swoich drużyn w okresie Bożego Narodzenia można było tylko nazwać naiwnymi i popatrzyć nań z politowaniem.
To właśnie wtedy zaczęła się jednak transformacja obu drużyn. W przypadku the Whites zupełnie dosłowna, bo tuż po świątecznym koszmarze z West Hamem drużyna, niczym zaczarowana różdżką, zaczęła prezentować się dużo lepiej. Fani the Reds musieli wówczas natomiast odczekać jeszcze kilkanaście dni, by z klubu zwolniono liverpoolskiego wroga publicznego nr 1 – Roya Hodgsona, ale po objęciu zespołu przez legendę Anfield – Kenny’ego Dalglisha – także przeżywają już niemal tylko szczęśliwe chwile. Gdy powoli odzyskujące wigor drużyny zmierzyły się ze sobą w styczniu w mieście Beatlesów, atrakcji za wiele jeszcze nie było, a pojedynek – bardzo pechowo dla the Cottagers – rozstrzygnął gol samobójczy Johna Pantsila. Dziś, obie ekipy w pełni rozwinęły już skrzydła i na Craven Cottage powinniśmy obejrzeć widowisko najwyższych lotów. Fulham nie przegrało u siebie w lidze ani jednego spotkania w obecnym roku (!), notując 6 zwycięstw i jeden remis, a ostatnią trójkę przybyszów odprawiło z bagażem trzech bramek. Podopieczni Kenny’ego Dalglisha przed przyjazdem nad Tamizę także wyprężyli jednak mięśnie, demolując na Anfield zespoły Birmingham (5:0) i Newcastle (3:0). Ich ofiarami w ostatnich dwóch miesiącach były także m.in. oba zespoły z Manchesteru, a the Reds pokonać potrafiło jedynie… Hodgson’owe West Bromwich, zwyciężając u siebie 2:1. Tamten pojedynek każe zwrócić uwagę na fakt, że Liverpool wcale nie spisuje się poza domem szczególnie wybitnie – w ostatnich 4 meczach poza Anfield zespół Dalglisha zdobył ledwie 4 punkty, wygrywając tylko raz.
W jutrzejszym spotkaniu należy oczekiwać podobnego ustawienia the Cottagers, co w poprzednim domowym spotkaniu z Boltonem. Do Sunderlandu nie udali się Dempsey oraz Hangeland, jednak na chwilę obecną są ponownie do dyspozycji Marka Hughesa. Ciężko jedynie przewidzieć – ale to standardowy dylemat – kogo z trójki: Dembele, Gudjohnsen, Zamora, manager the Whites wybierze do uformowania ataku. Jeśli jednak w pełni sił będzie Cottager o numerze 25, to z pewnością do niego zostanie dobrany drugi napastnik. Najważniejszą informacją, dotycząca drużyny gości jest brak kontuzjowanego Stevena Gerrarda, jednak Liverpool radzi sobie bez swojego lidera już od jakiegoś czasu, i to z powodzeniem. W środku godnie zastąpił go młody Jay Spearing, tworząc bardzo stabilny duet z Lucasem Leivą. Drugim powiewem świeżości w drużynie Kenny’ego Dalglisha jest prawy obrońca – ledwie 18-letni John Flanagan, który pod koniec sezonu przebojem wdarł się do pierwszej 11-tki. Z przodu powinniśmy zaś zobaczyć kupiony za ogromne pieniądze duet Suarez – Carroll, co przyniesie doskonałą okazję, by stwierdzić, czy kadra Albionu będzie mieć większy pożytek ze snajpera z kitką, czy z niemal łysogłowej Zamor… tfu, zmory defensorów, która zagra dla gospodarzy.
Przewidywane składy:
Fulham (4-4-2): Schwarzer – Baird, Hughes, Hangeland, Salcido – Davies, Murphy, Sidwell, Dempsey – Dembele, Zamora
Liverpool (4-4-2): Reina – Flanagan, Carragher, Skrtel, Johnson – Kuyt, Spearing, Lucas, Meireles – Suarez, Carroll

Kiks, który spowolnił biało-czarny pociąg w styczniu. John Pantsil raczej nigdy nie będzie już jednak uprawniony do jazdy w ekspresie Marka Hughesa.
Czeka nas bardzo trudny mecz, Liverpool idzie jak burza, to w jakim stylu zniszczył Birmingham robi wrażenie. Nasi obrońcy będą musieli zwrócić uwagę na Maxi Rodrigueza, jest ostatnio bardzo dobrze dysponowany. Cieszy, że prawie cały skład jest do dyspozycji Hughesa. Liczę, że zdobędziemy punkt, a może i trzy. Naszym wielkim atutem jest Craven Cottage, gramy tutaj fenomenalnie. Moim zdaniem będzie remis, ale trzeba wierzyć w 3 punkty.
By: Piter on Maj 8, 2011
at 18:36
Bez wątpienia będzie to trudny mecz, jednak tak samo mówią o tym w Liverpoolu. Myślę, że spotkanie nie ma wyraźnego faworyta i Fulham jest tu w stanie sięgnąć po 3 punkty.
Maxi… wiedziałem, że kogoś mi brakuje. Dziwne, brałem przypuszczalny skład the Reds z jednej z fanowskich stron, nie wiem, czemu mieliby zapomnieć o strzelcu hattricka sprzed tygodnia. Kontuzji też żadnej nie odniósł.
Od siebie jeszcze dodam, że warto postarać się o 3 punkty także dlatego, by uniemożliwić Liverpoolowi uzyskanie piątego miejsca. Niby nas to nie interesuje, ale ranking Fair Play nie był już uaktualniany dobre 5-6 kolejek i nie wiadomo, jak wyglądałby on teraz. A na forach piszą, że w ostatniej aktualizacji Spurs mają policzone punkty za jeden mecz mniej od Fulham i tylko dlatego nie ma ich w czołówce, bo generalnie obok Blackpool to najwięksi konkurenci w walce o miejsce za Fair Play. Gdyby Liverpool wyprzedził ich w tabeli, a Tottenham znalazł się wyżej od nas w rankingu Fair Play (no i Anglia dostałaby te dodatkowe miejsce) – to Koguty zabrałyby nam LE. Wczoraj odbył się bardzo istotny mecz w tym kontekście, Tottenham – Blackpool. Obie drużyny złapały po parę kartek, ale szczególnych burd tam nie było.
By: cookie on Maj 8, 2011
at 18:54
to aktualne dane a propos fair play?
http://soccernet.espn.go.com/stats/fairplay/_/league/eng.1/english-premier-league?cc=5739
z kolei na oficjalce fulham jest taka tabela
http://www.fulhamfc.com/MatchAndTeam/StatsCentre/Statistics.aspx
By: raggen on Maj 8, 2011
at 20:44
@raggen
dane dotyczące kartek są pewnie aktualnie, ale nie tylko kartki wpływają na pozycję w rankingu Fair Play. Zresztą, tu masz więcej, to jedyny oficjalny ranking (wciąż aktualny tylko na 30. kolejkę) i wypisane są poniżej wszystkie jego elementy: http://www.premierleague.com/page/FairPlayTable/0,,12306,00.html . W sumie spojrzałem teraz na niego po dłuższej przerwie i Koguty sa faktycznie wysoko, ale nie ma znaczenia, że w chwili tamtej aktualizacji mieli jeden rozegrany mecz mniej, bo chodzi i tak o średnią z rozegranych spotkań.
Widać też doskonale, dlaczego Blackpool jest za nami, mimo że w kluczowej kategorii: „Pozytywna gra” biją nas na głowę (choć czemu tak nisko oceniają nasz styl, to inne pytanie). W kolumnie „Zachowanie oficjeli klubowych” są najgorsi w całej lidze. Ian Holloway pewno coś lubi dopowiedzieć sędziom w każdym spotkaniu 🙂
A wracajac jeszcze do obu linków, które przytaczasz, to jakieś dziwne że wg oficjalnej strony nie prowadzimy w rankingu kartkowym, mimo że pierwszy Tottenham ma osiem żółtych i dwie czerwone więcej. Musi być jeszcze uwzględniane coś, o czym na stronie w ogóle nie wspominają.
By: cookie on Maj 8, 2011
at 23:11
Nie mogę się doczekać tego meczu, zapowiada się świetne widowisko. Jakoś straszliwie pewny jestem gry naszego zespołu przed tym spotkaniem, mam wrażenie, że podobnie jak rok temu ogramy Liverpool. Może u siebie na Anfield odnaleźli formę, ale wyjazdy to nadal nie jest ich mocna strona. W drugiej części sezonu wzmocnili atak, tymczasem obrona nadal pozostaje dziurawa. Liczę na ładną walkę i zwycięstwo The Whites.
Przy okazji tego spotkania przychodzi mi na myśl to, że Roy prowadził w tym sezonie dwa zespoły Premier League, a jednak z Fulham nie zmierzył się ani razu. Trochę szkoda, byłem niezwykle ciekawy przyjęcia jakie zgotowaliby mu fani drużyny. Raczej spodziewałbym się mieszanych reakcji.
BTW, świetna zapowiedź, na prawdę. Czytało się jak dobry kryminał. 🙂
By: Macu on Maj 8, 2011
at 23:11
No właśnie, też spojrzałem, że mamy zdecydowanie najlepszy bilans kartkowy, a ślęczymy w środku stawki. Szybko wyłączyłem. 😛
By: Macu on Maj 8, 2011
at 23:14
Jak kryminał? Uśmierciłem chyba tylko Pantsila w podpisie pod obrazkiem 😛
Rzeczywiście, wyszło bardzo pechowo z Royem. Dodając fakt, że w grudniu, kiedy wszystko miało odbyć się bez problemu, mecz został odwołany przez warunki pogodowe, to przychodzi na myśl słowo „przeznaczenie” 😛 Ale w przyszłym sezonie na pewno już przeciwko niemu zagramy. Przyjęty byłby moim zdaniem raczej ciepło, oczywiście z pewnymi pomniejszymi gwizdami. W każdym z nas jest jakiś uraz do Hodgsona, ale wdzięczność za to, co zrobił, i jakieś tam zrozumienie jego decyzji, powinny zdecydowanie przeważać. Poza tym, nie oglądałem meczu na Anfield, ale potem czytałem, że jedynymi na trybunach, którzy skandowali imię Hodgsona, byli kibice Fulham 😛
Również jestem optymistą, wiem po prostu przynajmniej to, że dzielnie stawimy opór Liverpoolowi. Ostatni raz czułem się tak przed… meczem na Old Trafford 😛
By: cookie on Maj 8, 2011
at 23:24
Co o tym myślicie:
http://www.fulhamfc.com/bib ?
Na forach typują m.in. Back In Black czyli czarny strój wyjazdowy, (tylko czemu taka data skoro ostatni wyjazd gramy 15-ego), Brian Is Back czyli cuś wspólnego z McBridem, Bullard Is Back (:P) i Baird Is Best (że zostanie uhonorowany nagrodą dla piłkarza sezonu). Myślę, że skoro tyle czerni na obrazku, to chyba chodzi o strój. Ciekawy zabieg marketingowy, w sumie te najlepsze kluby zawsze na koniec sezonu pokazują, w czym będą biegać za rok.
By: cookie on Maj 9, 2011
at 15:47
Liczę na dobry mecz w wykonaniu Fulham, Liverpool to obok Chelsea chyba najbardziej znielubiona przeze mnie drużyna w EPL. U siebie jesteśmy groźni dla każdego, choć w tym sezonie nie pokonaliśmy jeszcze nikogo z TOP6 (nie licząc Tottenhamu w FA Cup).
Forma jest, zaangażowanie jest, czego więcej potrzeba? Chyba tylko szczęścia, bo pierwszym mecz z LFC był z serii tych, gdzie rywal mógł się cieszyć, że udało się wygrać.
A pan z mojego avatara domaga się sprostowania, choć samobója zaliczono wówczas Pantsowi, to obciął się ewidentnie Stockdale. 😉
By: Krzysztofek on Maj 9, 2011
at 16:10
No, to prawda z tymi meczami z TOP6, jak to ująłeś. Ale też wcześniej ja na przykład nie zwróciłem na to uwagi, bo mecze z czołówką były stykowe (prócz Old Trafford i u siebie z MC), a przede wszystkim potrafimy regularnie wygrywać ze środkiem i dołem tabeli i ostatecznie i tak wychodzi na jeden z najlepszych sezonów w historii klubu. Myślę jednak, że Liverpool bądź Arsenal (a może i obydwa) ogramy.
Ale co mogę sprostować odnośnie Pantsa – kiks to kiks, nawet po wcześniejszym kiksie Stockdale’a 😛
By: cookie on Maj 9, 2011
at 16:35
Chodzi o to, że kiks był, bo mu Stocky w ostatniej chwili nieudolnie podbił tę piłkę.
By: Krzysztofek on Maj 9, 2011
at 17:57
Rozumiem i zgadzam się z tym sprostowaniem, jednak w podpisie jest jedynie stwierdzenie zaistnienia kiksu, taki przecież nastąpił 😛 Tak jakbym pod obrazkiem Paula Robinsona kopiącego kępkę trawy w meczu Chorwacja – Anglia napisał „Kiks, przez który między innymi Anglia nie pojechała na Euro 2008”, mimo że tam po prostu piłka podskoczyła niefortunnie na nierównej murawie.
Ale OK, zmieniłem sformułowanie „jego autor”, by zrzucić z Pantsa trochę winy.
By: cookie on Maj 9, 2011
at 18:11
O, a ja myślałem, że to był Schwarz. Zła pamięć.
Fajny podpis pod obrazkiem, ale boli trochę, bo jednak mam dużą sympatię do Pantsila.
By: Macu on Maj 9, 2011
at 19:27
Schwarz po stepach azjatyckich się wtedy błąkał 😛
Rzeczywiście, mi też cięzko jest wyobrazić sobie, by ktoś z dłużej bedących w składzie i będacych częscią naszej przygody w LE odchodził. Niestety, to już jednak niemal pewne w przypadku Pantsa, latem wygasa jego kontrakt i klub go jak dotąd nie przedłużył, czyli pewnie nie przedłuży.
Eidur i Moussa w ataku, a więc kopia meczu z Boltonem.
By: cookie on Maj 9, 2011
at 19:39
Fulham FC Official
FFC Team: Schwarzer, Baird, Hughes, Hangeland, Salcido, Dempsey, Murphy (c), Sidwell, Davies, Dembele, Gudjohnsen
LFC Team: Reina, Johnson, Flanagan, Carragher, Skrtel, Kuyt, Lucas, Spearing, Meireles, Saurez, Maxi
By: Krzysztofek on Maj 9, 2011
at 19:51
O, nie mają Andrzeja Karola. A my Roberta zmory. Znowu moja misternie skonstruowana idea na zakończenie zapowiedzi idzie do śmieci 😦
By: cookie on Maj 9, 2011
at 19:53
Bezsensowne zachowanie Schwarzera, zamiast to wybić na róg to wystawił Maxiemu.
Ale spokojnie, gol dla Liverpoolu i tak by pewnie padł, za dobrze im idzie strzelanie ostatnio.
By: cookie on Maj 9, 2011
at 20:02
No ja pierdole.
By: Macu on Maj 9, 2011
at 20:16
Chyba czas wyłączyć. Niewiarygodne.
By: cookie on Maj 9, 2011
at 20:17
Oj niestety 3 punktów to my tutaj nie zdobędziemy, trzeba powalczyć o honor.
By: Piter on Maj 9, 2011
at 20:18
Schwarzer chyba za bardzo się rozluźnił po tym jak w ciągu tygodnia zwierzał się prasie jak to szkoda, że nie udało się mu z Arsenalem, ale że jest szczęśliwy z gry tutaj. Po takich 20 minutach niech się zacznie martwić także i o to, chętnego do bronienia w Fulham szukać nie trzeba.
By: cookie on Maj 9, 2011
at 20:23
Gdyby nie flaszka ktora pijemy to bysmy tej zenady nie ogladali…co sie kurwa z nimi dzieje?
By: Jacek_UK on Maj 9, 2011
at 20:24
Za dobrze się poczuli po ograniu drużyny bez napastnika. Może świętowali porażkę Chelsea. Nie mogę uwierzyć jak Liverpool gwałci naszą obronę, bo inaczej tego nie można nazwać.
A nadziei zero, bo Gudjohnsen czy Davies to się nadają do gry jak jest 0-0, a nie 0-3.
By: cookie on Maj 9, 2011
at 20:31
Dobra, Davies już sobie pograł parę spotkań, czas go sciągnąć. Stary ‚Simple Simon’, nie da się na gościa patrzeć. Zresztą, do wymiany nadają się wszyscy.
By: cookie on Maj 9, 2011
at 20:42
W przerwie drużyna potrzebuje wstrząsu, bo to co się dzieje to katastrofa.
By: Piter on Maj 9, 2011
at 20:46
Eh. Tyle czekania, te wszystkie przeczucia, i co? Gdybym nie był w piżamie udał bym się do monopolowego…
Dawać Bobby’ego, choć nawet nie ma co się łudzić…
By: Macu on Maj 9, 2011
at 20:51
Fajnie, że sobie pokopali trochę piłkę i pograli w dziadka w doliczonym czasie gry – ale może warto było próbować strzelić bramkę? Gol na 1-3 by może coś dał, tak to lepiej zakryć w 11-tu bramkę w II połowie i to po prostu dociągnąć do końca.
No i Liverpoolowi wyszło wszystko, odrobina szczęścia w takich meczach jest mile widziana.
By: cookie on Maj 9, 2011
at 20:52
Szkoda, że Dempsowi nie wpadło, nie dość, że świetny strzał, to przynajmniej byłoby coś pozytywnego, promyk nadziei.
By: Macu on Maj 9, 2011
at 20:53
Jeżeli ma stać się cud to musi wyjść inny zespół i trzeba zaraz po przerwie coś strzelić.
By: Piter on Maj 9, 2011
at 20:56
Niestety, z takimi rywalami wchodzić musi wszystko, nawet jak jest 0-0.
Oglądam jeszcze raz tę analizę pierwszej bramki i zachowanie Marka jest po prostu kuriozalne. Mógł spokojnie rzucić się z rękami na piłkę, a skoro już wolał wyrzucić nogi do przodu to mógł to wybić wszędzie indziej, niż w środek pola karnego pod nogi Maxiego…
By: cookie on Maj 9, 2011
at 20:58
A może chcieliśmy śladem Chelsea pokazać, jak się traci bramki w 30 sekundzie?? Naprawdę, tyle prezentów dla Liverpoolu w jednej akcji, że w głowie się nie mieści.
By: cookie on Maj 9, 2011
at 21:00
Trzeba też liczyć, że rywal wyjdzie na drugą połówkę zdekoncentrowany, cuda w piłce się zdarzają, musimy liczyć, że stanie się i tej nocy.
By: Piter on Maj 9, 2011
at 21:01
Tak klasowym drużynom po prostu nie oddaje się bramki na samym początku meczu. To samobójstwo. Nie mówiąc już od trzech. Wszystko wskazuje na to, że to będzie mecz z kategorii jak najszybciej zapomnieć. Bo nawet nie ma co oceniać czegokolwiek przez pryzmat tego spotkania. To nie była obrona Fulham, to nie był normalny występ Marka, to nie była magia CC. Niby jest jeszcze druga połowa, ale ja już powoli włączam guzik amnezji.
By: Macu on Maj 9, 2011
at 21:03
Bez żalu żegnam Simona. Bobby – zrób coś!…
Tyle, że po kolejnych błędach na poczatku II połowy wygląda na to, że cudem bedzie strzelenie jednej bramki…
By: cookie on Maj 9, 2011
at 21:07
Ech, nic nie wchodzi. Widać, z jaką wściekłością i siłą uderzają na bramkę Reiny, ale trzeba też liczyć na trochę szczęścia.
By: cookie on Maj 9, 2011
at 21:09
BRAWO MOUSSA!
By: cookie on Maj 9, 2011
at 21:16
Tylko żeby teraz chciało im się tak samo, jak przed tą bramką.
By: cookie on Maj 9, 2011
at 21:16
JEST!!!!
By: Piter on Maj 9, 2011
at 21:16
Ten sędzia to porażka. Dwa identyczne zdarzenia w przeciągu 10 sekund, Sidwell przytrzymywany koło ich pola karnego, chwilę potem Suarez przytrzymywany w środku boiska. Co robi arbiter? Faulu na Sidwellu nie gwiżdże, a na Suarezie tak.
By: cookie on Maj 9, 2011
at 21:20
wchodzi Andrzej
By: Jacek_UK on Maj 9, 2011
at 21:27
kurwa….no ale ladna bramka 😦
By: Jacek_UK on Maj 9, 2011
at 21:29
No i koniec. Znowu jakieś jaja w obronie…
By: Macu on Maj 9, 2011
at 21:30
Mark – wypieprzaj na wakacje. Stocky na bramkę na dwa ostatnie mecze.
By: cookie on Maj 9, 2011
at 21:30
No to koniec. Mówiłem by na Maxi’ego uważać.
By: Piter on Maj 9, 2011
at 21:30
A jak miałem tego frajera w fantasy Premier i fantasy World Cup to jakoś nie umiał w bramkę trafić…
By: Macu on Maj 9, 2011
at 21:32
Piter – Maxi jak Maxi, po prostu oddał trzy strzały na bramkę. Uważać to trzeba było dzisiaj na Schwarzera.
By: cookie on Maj 9, 2011
at 21:32
BTW, Salcido dzisiaj ponownie obnażony, że tak powiem.
By: Macu on Maj 9, 2011
at 21:33
LFC jest w niesamowitej formie, zresztą Maxi też (niestety).
By: Piter on Maj 9, 2011
at 21:33
I jeszcze wykartkowywujemy się z rankingu Fair Play. Ale mnie też szlag by dziś trafił przez to wszystko.
By: cookie on Maj 9, 2011
at 21:34
Dobra, wyłączam. Chyba pierwszy raz w swoim życiu.
By: Macu on Maj 9, 2011
at 21:34
No to kompromitacja. cookie – jak się jest w formie to wszystko wychodzi, a i szczęście sprzyja.
By: Piter on Maj 9, 2011
at 21:35
Wypierdalać z tą obroną po prostu. Stockdale – Pantsil, Halliche, Senderos, Kelly, tak to widzę! Przynajmniej będzie zero oczekiwań. A tych pajaców co dzisiaj grają to już przez długi czas nie nazwę dobrą obroną.
By: cookie on Maj 9, 2011
at 21:36
I nasz bilans bramkowy też poszedł …
By: Macu on Maj 9, 2011
at 21:36
Po prostu tragedia……..
By: Jacek_UK on Maj 9, 2011
at 21:38
Trudno jesteśmy dziś katastrofalni, teraz trzeba walczyć do końca i tyle.
By: Piter on Maj 9, 2011
at 21:39
Jezu, jaki gwałt 😦 pięciu na CC nie było chyba nigdy. Zniszczyć statuetkę Majkela!
By: cookie on Maj 9, 2011
at 21:42
No, chociaż śliczna bramka Sida za te męki okrutne.
By: cookie on Maj 9, 2011
at 21:45
JEST!!! No piękna bramka na otarcie łez.
By: Piter on Maj 9, 2011
at 21:45
Uf, już myślałem, że czerwo (w końcu włączyłem z powrotem i zobaczyłem gola Sidwella:P).
Kurde, czemu Hangeland daje się tak wyciągać? Bez sensu. Nie poznaje go dzisiaj…
By: Macu on Maj 9, 2011
at 21:45
Za dużo tych kartek.
By: Piter on Maj 9, 2011
at 21:48
O, Schwarzer coś wyjął. W 89 minucie!
By: cookie on Maj 9, 2011
at 21:48
Jak wytrzymaliśmy ten mecz bez czerwonej, to obok dyspozycji obrony rzeczywiście największa tajemnica tego spotkania.
By: cookie on Maj 9, 2011
at 21:51
Jezu Clint, tak to sobie możesz obracać Bolton a nie Liverpool. 3-5 by chociaż jakoś wyglądało.
Dzisiejszą defensywę Fulham zapraszamy już na wakacje.
By: cookie on Maj 9, 2011
at 21:55
2 gole strzelone normalnie pewnie by dużo dały, ale jak się tak gra w tyłach to nie ma szans na żaden wynik. Brawo za walkę do końca.
By: Piter on Maj 9, 2011
at 22:01
Forget. Move on.
By: Macu on Maj 9, 2011
at 22:10