Białe gacie i rybacy. Fulham 3-0 NSÍ Runavík

Sezon na kibicowanie Fulham można uznać za oficjalnie rozpoczęty. Drużyna prowadzona przez Martina Jola zainaugurowała rozgrywki 2011/2012 i w pierwszej rundzie eleminacyjnej Ligi Europejskiej pokonała farerskie NSÍ Runavík różnicą trzech bramek. Rywale z wyspy stanowiącej terytorium zależne Danii dzielnie bronili się przez 32 minuty, kiedy to The Whites za sprawą Damiena Duffa po raz pierwszy umieścili piłkę w siatce. W drugiej połowie po bramce dołożył jeszcze Murphy i Johnson, tym samym niemal przesądzając o awansie londyńskiego zespołu do następnej rundy. A w niej na zwycięzce tego dwumeczu czeka już  północnoirlandzki Crusaders FC.

Ostatni dzień czerwca przyniósł kibicom The Cottagers niebywale dużo wrażeń. W głośnikach na Craven Cottage po raz kolejny zabrzmiał hymn Ligi Europejskiej, jakże ciepło,  czy wręcz emocjonalnie wspominany ze względów, których tłumaczyć chyba nie trzeba. Kiedy piłkarze wyłaniali się z tunelu przy akompaniamencie muzyki skomponowanej przez Yohanna Zveiga, a zagranej przez muzyków z Opery Paryskiej, emocje były olbrzymie także z innych względów. Każdy pragnął dostrzec sylwetkę nowego szkoleniowca Fulham, holendra Martina Jola, który zastąpił na tym stanowisku Marka Hughesa. Ale oczy wielu ciekawskich były takżę skierowane na coś, wydawało się, niezwykle prozaicznego – nowe domowe stroje Fulham. Po ich zaprezentowaniu na oficjalnej stronie internetowej klubu na kilka godzin przed meczem, natychmiast wdarły się one przebojem na fora dyskusyjne. I tak jak niegdyś furorę robiły słynne spodenki Marcina Wasilewskiego, tak i w tym wypadku rozchodziło się o dolną część stroju piłkarskiego, a ku ścisłości, o jego kolor. Sponsor techniczny klubu, Kappa, wymyśliła sobie, że w sezonie 2011/2012 Fulham będzie biegło w spodenkach koloru białego. Decyzja ta oburzyła wielu sympatyków The Whites, którzy odebrali ją jako atak na historię, tradycję i tożsamość klubu. Od 1903 roku piłkarze Fulham nieprzerwanie grali w białych koszulkach i czarnych spodenkach, tak więc nie dziwi, że zmiana podyktowana zachciankami włoskich projektantów spotkała się z druzgoczącą falą krytyki. Pojawiły się nawet teorie, że zmiany koloru szortów w przypadku innych angielskich klubów skutkowały w przeszłości katastrofą i spadkiem do niższych lig. Osobiście proponuję jednak pozostawić te spodenkowe teorie konspiracyjne w spokoju, a skupić się na składzie Fulham w pojedynku z NSI Runavik. Oczywiście chciałbym móc napisać coś o piłkarzach rywala Fulham. Niestety Farerowie są drużyną niemal amatorską, złożoną z osób czynnych zawodowo w innych profesjach, co powoduje, że na arenie międzynarodowej są kompletnie anonimowi. Tymczasem na przeciw ich stanęła drużyna zaprawiona w bojach na europejskich boiskach, niezwykle doświadczona i silna. W swoim debiucie Jol nie mógł postawić na Dempseya, Salcido i Dembele, jednak wbrew dywagacjom postanowił potraktować ten mecz poważnie i wystawił możliwie najmocniejszą jedenastkę. W bramce ujrzeliśmy Schwarzera, linię obrony tworzył Baird, Hughes, Hangeland i młody Briggs, a pomocy doświadczeni Davies, Duff, Murphy i Etuhu (ciekawe co to oznacza dla Sidwella?). W ataku miała brylować słynna para Johnson – Zamora. Skład ten równie dobrze mógłby być firmowany nazwiskiem Roy’a Hogdsona. A czy spisał się na miarę potencjału i doświadczenia jakim dysponuje?

Billy the Badger daję oficjalną aprobatę nowemu szkoleniowcowi Fulham.

Mecz zgromadził na trybunach Craven Cottage około 14 tysięcy widzów, którzy od pierwszego gwizdka gorąco wspierali swój zespół. Zgodnie z logiką i przewidywaniami, od pierwszych sekund Fulham dominowało i zepchnęło gości z Wysp Owczych do głębokiej defensywy. W zasadzie niemal cały mecz wyglądał w ten sposób, że Farerzy głęboko cofali się we własne pole karne, a zawodnicy Fulham całym zespołem (prócz Schwarzera) przebywali na połowie przeciwnika. Co prawda goście podejmowali sporadyczne próby akcji ofensywnych, ale najczęściej były one tak skuteczne jak rzekome szarże ułanów na niemieckie czołgi w 1939 roku. Pierwsze 20 minut nie przyniosło jednak zmiany rezultatu, a Fulham miało olbrzymie problemy ze stworzeniem sobie klarownej sytuacji. Do pola karnego wszystko szło jak po sznurku, jednak liczba graczy defensywnych Runaviku w ich własnym polu karnym sprawiała, że ciężko było dobrze dograć do jednego z napastników The Cottagers. Murphy próbował dyrygować grą i rozciągać defensywę rywala poprzez dogrywanie piłki na skrzydło, ale i to nie przynosiło pożądanego rezultatu. Do akcji ofensywnych często próbował podłączać się Briggs, ale ponownie nie był to najlepszy występ młodzieżowego reprezentanta Anglii, który zaliczył dużo strat. Lepiej wyglądało to na drugim skrzydle, gdzie Damien Duff był bardzo aktywny – to właśnie on stworzył pierwszą poważną okazję, ale jego strzał minął słupek bramki. Co się nie udało Irlandczykowi w 21 minucie, udało się jednak nieco ponad 10 minut później. Po ładnej zespołowej akcji i wymianie futbolówki między Duffem, Zamorą i Daviesem, ten ostatni wyłożył piłkę nadbiegającemu byłemu piłkarzowi Newcastle, który otworzył wynik spotkania strzałem w długi róg za pola karnego. Do tego momentu gracze NSI bronili się na prawdę dzielnie, dwukrotnie potrafili dość groźnie zaatakować bramkę Schwarzera, jednak w akcji bramkowej piłka powędrowała między graczami z Londynu z taką szybkością i tak składnie, że defensywa Farerów w końcu się zgubiła. Bramka nie sprawiła jednak, że goście wycofali swoje oddziały z walki o jak najlepszy wynik. Wręcz przeciwnie, nadal mężnie bronili farerskiej Częstochowy, z całkiem niezłym skutkiem. The Cottagers mieli nadal duże problemy z oddawaniem strzałów na bramkę Gango, który był zmuszony do ponownego wysiłku zaledwie dwa razy. Wpierw Zamora uderzał za lekko z głowy, a pod sam koniec pierwszej połowy jego próba z rzutu wolnego została znakomicie obroniona przez najjaśniejszy punkt drużyny gości w całym tym spotkaniu. Do przerwy było zatem zaledwie 1:0, ku niezadowoleniu tych, którzy oczekiwali potężnego gradobicia bramek.

Zdaje się, że również Martin Jol nie był do końca zadowolony ze swoich graczy i musiał użyć w szatni wysoce perswazyjnego języka, gdyż na drugą połowę wyszedł o wiele lepszy zespół Fulham. Przede wszystkim w linach ofensywnych było zdecydowanie więcej ruchu, co umożliwiło kreowanie większej ilości okazji strzeleckich. Środek pola został kompletnie opanowany przez Etuhu, który rozgrywając znakomite zawody, nie dawał przeciwnikowi nawet przyjąć piłki w środkowej strefie boiska. Ożywił się także Andy Johnson, który w pierwsze połowie frustrował bezradnością. Wszystkie te zmiany przyniosły oczekiwany skutek w postaci następnych bramek. Po godzinie gry, będący w polu karnym Lamhauge Petersen wyciął równo z trawą szarżującego Simona Daviesa, nie dając arbitrowi tego meczu większego wyboru. Do jedenastki podszedł Danny Murphy i ze stoickim spokojem umieścił futbolówkę w rogu przeciwległym do tego obstawionego przez  Gango. Niespełna 10 minut później wynik spotkania został ustalony po przepięknej zespołowej akcji. Jeden z pomocników zagrał futbolówkę w kierunku Johnsona, który nie dotykając jej przepuścił ją między nogami do Zamory, a następnie natychmiastowo ruszył na pozycję. Bobby odegrał futbolówkę z powrotem do byłego piłkarza Evertonu, który mimo obstawy dwóch obrońców zdołał umieścić ją w siatce. Choć więcej goli już nie padło, piłkarze The Whites jeszcze kilkukrotnie groźnie atakowali, jednak brakowało precyzji, tudzież godnymi podziwu interwencjami popisywał się Gango. W 79 minucie na boisku pojawił się napastnik z którym wiązane są na Cottage wielkie nadzieję, tzn. Lauri Dalla Valle. Zaliczył on tym samym debiut w pierwszej jedenastce Fulham, jakkolwiek niekoniecznie będzie on dla niego pamiętny, gdyż z odległości dosłownie metra Włoch nie trafił do pustej bramki. Mimo tego pudła, trzy bramki wbite przyjezdnym z Wysp Owczych powinny w zupełności wystarczyć przed podróżą na mecz rewanżowy w ten niezwykle egzotyczny rejon Europy. Pewna wygrana u siebie w dość przeciętnym stylu może nie była wymarzoną inauguracją sezonu, ale bez wątpienia hańby nie przyniosła. Czekamy na więcej. Na razie gracze Fulham białych spodenek w geście kapitulacji wywieszać zamiaru nie mają.

Białe spodenki pecha nie przyniosły. Radość po strzeleniu trzeciej bramki.

21 myśli w temacie “Białe gacie i rybacy. Fulham 3-0 NSÍ Runavík

  1. urys 30 czerwca, 2011 / 22:03

    Wlasnie wrocilem z tego meczu. Na poczatku kibice sprezentowali ladne powitanie Jol’owi. Ogolnie mecz dobry chociaz spodziewalem sie szybkiej bramki ale goscie calkiem udanie sie bronili.

  2. zinha 30 czerwca, 2011 / 22:03

    No i pięknie! Przyjemnie będzie dowiadywać się o nowych zwycięstwach Fulham w meczach początkowych ligi europejskiej!

  3. cookie 30 czerwca, 2011 / 22:05

    Nowy sezon, nowy stat-box? 🙂

  4. Jacek_UK 30 czerwca, 2011 / 22:10

    Bylo fajnie i sympatycznie.Widac bylo ze chlopcy podeszli do meczu na luzie chociaz musze przyznac ze tak jak pisze Urys NSÍ Runavík dosc dobrze powstrzymywal ataki Fulham.Dobry mecz Duffa, dzielnie spisywal sie mlody Briggs,Andrzej latal jak szalony, Robertowi jakos to dzis nie bardzo wychodzilo a Valle tez sie nie popisal marnujac 1000% szanse na gola. To tak na goraco.

  5. Macu 30 czerwca, 2011 / 23:43

    Nowy box jest dla tego, że lenie z Guardiana w ogóle nie przeprowadzili relacji z tego meczu, więc musiałem brać z BBC. Mimo wszystko wolę boxy Guardianowskie, bo te są chyba nieco nazbyt rozległe. 🙂

    No i NSI rzeczywiście nie grało wcale tak źle. Oczywiście za wielu atutów ofensywnych nie mieli, ale bronili się na prawdę sensownie. Dopiero szybka wymiana piłki na jeden kontakt gubiła ich defensywę. Jestem ciekaw jak zagrają u siebie, czy będą chcieli zrobić show miejcowym kibicom i zaatakują, czy też dalej będą murowali.

    Dalla Valle pięknie przestrzelił, ale w końcu nie wiem czy był spalony? Transmisja internetowa była … nie najlepsza. Z drugiej strony – przynajmniej była jakakolwiek 🙂 W każdym razie zdaje się, że w końcu NSI zaczynało od bramki, więc spalonego nie było?

  6. Piter 30 czerwca, 2011 / 23:57

    Ja tam powstrzymałbym się od ocen indywidualnych, bo ten mecz to tylko taki mocny sparing. Od początku było widać, że NSI nam nie zagraża, a mecz był do jednej bramki, jednak pierwsza połowa była spokojna, druga już była całkiem niezła. Szkoda mi trochę LDV, bo zdobyty gol bardzo by go podbudował, mam nadzieję, że w rewanżu dostanie szansę gry od pierwszej minuty.

  7. Piter 1 lipca, 2011 / 00:22

    W rewanżu niewolno ich zlekceważyć, gdyż rok temu w el. LM HB Torshavn po porażce w pierwszym meczu 0:5 w rewanżu pokonali Red Bull Salzburg 1:0. NSI również w rok temu w meczu rewanżowym el. LE (pierwszy mecz 0-3), z Rosenborgiem Trondheim na wyjeździe obieli prowadzenie już w 6 minucie, gospodarze wyrównali w 39 minucie, a remis utrzymywał się aż do 90 minuty, ale ostatecznie przegrali 1:3.
    Co do naszego rywala, to myślę, że akurat jednego piłkarza może będziecie kojarzyć to obecnie 44 letni Jens Martin Knudsen, bronił w takiej charakterystycznej czapeczce, obecnie tylko rezerwowy.
    Te spodenki to jedyna rzecz która mi się nie podoba, ale może nam akurat przyniosą szczęście.

  8. Krzysztofek 1 lipca, 2011 / 10:30

    W pamięci zapadły mi takie 3 szczególiki:

    1) Nie wiem czy to kwestia przyzwyczajenia drużyny, czy też wizja gry Jola, ale ofensywne akcje przypominały te z zeszłego sezonu. Szybka gra, krótkie podania, na 1-2 kontakty. Wykorzystywania skrzydłowych, którzy schodzili do środka.

    2) Jeden element niczym z czasów Roya: gra na target mana. Wprawdzie wtedy Bobby dostawał piłkę raczej na dojście i walkę z obroną. Tym razem grali z nim na ścianę, przyjęcie piłki, nieraz z 2 czy 3 obrońcami na plecach, przez co jak zauważył Jacek, miał utrudnioną robotę.

    3) Tak jak Hughes, Jol próbuje wykrzesać coś z ofensywnych możliwości Etuhu. Sparky po kilku słabszych występach Dicksy’ego przywrócił mu rolę bulterriera krążącego wokół Murphy’ego i kasującego w zalążku akcje przeciwnika. Wczoraj nie było schematu, że to Skip jest tym pomocnikiem, który wychodzi do stoperów po piłkę. Czynili to na zmianę i choć to Murphy kreował akcje Fulham, to Etuhu nie był jedynie 11 kołem u wozu (pięcioosiowego!).

    Stroje wyglądają ładnie, choć wiadomo, że jest to odstępstwo od stałego schematu z białymi koszulkami i czarnymi spodenkami. Kibicom sie to nie podoba i mnie to nie dziwi – wiem, jak w Legii reaguje się na wprowadzenie przez ITI czerwonych koszulek do drugiego zestawu. Od zawsze Legia grała w białych lub zielonych, dopiero Papa Walter zamienił te drugie na czerwone, tłumacząc, że rzekomo wszystkie drużyny teraz grają na czerwono ( :OOOOOOOOOO). Wydaje mi się, że chodziło jednak o to, żeby Legia grała w koszulkach wyrażających kolorem jego poglądy ideowe…

  9. cookie 1 lipca, 2011 / 11:55

    Pamiętaj, Macu, że awaryjnie zawsze mogę odpalić Office’a 🙂 a tak na poważnie, lubię te stare, dobre BBC, piszą o wszystkim, szacunek dla każdego rodzaju rozgrywek i etapów kwalifikacyjnych. Równie dużo mają tego w archiwum, można spokojnie poszukać tam newsów, jak np. do Fulham dołączał Van der Sar czy jak robiono wywiady z Tiganą.

    Niestety przegapiłem większość spotkania, ale wydaje mi się, że grali po prostu tak, jak się za poprzednich sezonów nauczyli. Pierwszy trening z Jolem był dzień przed meczem i potraktowano ten mecz czysto towarzysko, a Shreku mógł sobie po prostu pooglądać co też nasi potrafią. Myślę, że Dickson wyrywał się do przodu głównie z racji właśnie takiej potyczki z odrobinę niżej notowanym rywalem. Wiadomo, że na lidze na dłuższą metę taka strategia się kompletnie nie opłaciła i powodowała dziurę w środku.

    Wynik raczej rozwiązuje kwestię dwumeczu i chyba specjalnie się nie obrazimy, jeśli w drugim meczu będzie nieco bardziej wyrównanie. Tam taki Lauri powinien już zacząć od początku (na marginesie, można go spokojnie uznać za Fina, podjął decyzję o grze dla fińskiej młodzieżówki i zapewne dla tego państwa będzie grał w dorosłej kadrze 🙂 ).

    Nowe stroje mi się podobają i nie mam z nimi problemu, choć generalnie nie rozumiem, czemu Kappa się na to zdecydowała, odwróćcie barwy na tych spodenkach i jest przecież tak samo pięknie i klasycznie. Widać, że Włosi chcą mocno akcentować swoją obecność w Anglii, najpierw Harrodsowa zieleń, teraz to (info od insiderów- trzeci strój na ten sezon ma być… złoty 🙂 ). Ciekawe, że tradycyjnie biało-czarne Fulham i Swansea naraz zrobiły się na biało. W każdym razie, graliśmy w ciągu paru ostatnich lat dużo w komplecie „all-white”, zwłaszcza z logiem LG na przodzie i wspomnienia były pozytywne, chronicznego pecha to nie przynosiło. Wreszcie w pełni prawdziwie będzie też określenie „The Whites” 🙂

    Myślę też, że różne konfiguracje strojów w PL i tak zmuszą nas wielokrotnie do łączenia bieli i czerni.

    Transmisję ja akurat miałem super. Jakis zupełnie normalny kanał, z bodajże nazwą „zn”, jakimiś dwoma literkami w każdym razie. Pierwszy link, jaki zarzucał Krzysiek. Perfekcynego karnego w wykonaniu nieocenionego Danny’ego obejrzałem z kilku profesjonalnych ujęć. Ale spornej sytuacji z LDV nie widziałem.

  10. Macu 1 lipca, 2011 / 17:53

    Cookie —> My też oglądaliśmy ten kanał, bo to był chyba jedyny dostępny. Problem w tym, że w pierwszej połowie mieli problemy techniczne i spotkanie można było podziwiać tylko z kamery usytuowanej na Hammersmith End. Dobrze, że była to akurat trybuna na którą atakowało Fulham. 🙂 W każdym razie na przykład powtórki pierwszej bramki nie uświadczyliśmy.

    Mi też stroje się podobają, ale czarne spodenki były lepsze, ze względu właśnie na tradycję. Z drugiej strony, tak jak mówisz, choćby dwa lata temu dużo graliśmy w all white, m.in. bodaj z Szachtarem na wyjeździe. Ciężko o trudniejszy sprawdzian i przełamanie wszelkich zabobonów. Choć oczywiście wtedy nie była to stała zmiana, co może być argumentem w obronie tej konspiracyjnej teorii 🙂

    No ja liczę, że w rewanżu Martin zrobi dalszy przegląd kadry. Nie ma co się eksploatować.

    Co do postu Krzysztofka, to ja bym się nie do końca zgodził z ofensywnymi taktykami dotyczącymi Etuhu. Myślę, że tak po prostu wyszło, bo przeciwnik był taki jaki był. W zasadzie przy rozegraniu od tyłu nikt nie atakował pomocników, więc spokojnie można było grać do dowolnego. Przy pressingu pewnie więcej piłek dostawałby Murphy, który lepiej sobie radzi pod presją. Z resztą zobaczymy w następnych meczach. 🙂

    Martina Knudsena pamiętam z meczów naszej reprezentacji (?). Ale nadal raczej byłbym daleki od nazywania go rozpoznawalnym na arenie międzynarodowej. 🙂

    No i ostatni wniosek: Krzysztofek chyba nie jest zwolennikiem Pana Waltera. 😉

  11. cookie 2 lipca, 2011 / 13:14

    Faktycznie, Murphy strzelał karnego przed „neutralną” trybuną. Dziwne, że atakowali Hammy End od początku, w końcu zawsze jest odwrotnie. Być może ugadali coś właśnie w związku z transmisją.

    Oczywiście, mi też bardziej podoba się klasyczny strój i liczę, że chociaż kilka razy zostaną przynajmniej zmuszeni do zagrania w nim (np. w wyjazdowych meczach przeciwko drużynom z ciemnymi koszulkami i białymi spodenkami – pytanie, kto tak gra 🙂 ). Być może Kappa w ogóle przywróci też w tradycyjny zestaw, jeśli protesty bedą kontynuowane. Takie historie się zdarzały.

    Właśnie przypomniałem sobie o jednym zawodniku z Wysp Owczych. Nie jest to co prawda Knudsen, którego nazwisko coś mi co prawda mówi, ale chyba tylko własnie z powodu grania przeciwko Polakom (tak, jak zostały mi w pamięci zupełnie anonimowe nazwiska Ormian, Azerów czy Kazachów, z którymi i tak nie umiem skojarzyć jakiejś konkretnej twarzy). A ten zawodnik to Gunnar Nielsen, również golkiper, tylko że młodziutki, który jakiś czas temu zaliczył debiut w Premier League w barwach Manchesteru City, gdy ci mieli bramkarski kryzys i nie dostali zgody na awaryjne wypożyczenie. Co się teraz dzieje z tym piłkarzem, nie wiem.

    Krzysiek – ale nawet w starym, tradycyjnym herbie Legii była taka czerwona przepaska… 😛

    Jacku, udało się coś uwiecznić? 🙂

  12. Macu 2 lipca, 2011 / 15:02

    A no tak, Nielsena to ja też kojarzę – z PESa. 😉

    Co do trybuny na którą atakowali w pierwszej połowie, to nie jestem na 100 procent pewny, teraz już nie pamiętam, ale wtedy starłem się wywnioskować to po lokalizacji Cottage Pavilion, więc chyba się nie pomyliłem.

  13. Piter 2 lipca, 2011 / 16:41

    Nielsen grał w tym sezonie na wypożyczeniu w Tranmere Rovers, a debiutował przeciwko Arsenalowi i wcale nie jest taki młody ma 24 lata.

  14. cookie 2 lipca, 2011 / 17:19

    Weź, Macu, bo mnie znów nachodzi groźnie na PESa. Zawsze jak instaluję go od nowa (PES6- ostatni z „klasycznej” serii :P), to mam manię na punkcie edycji i łatek. Chyba juz ponad rok go nie ruszałem i wolę mimo wszystko tego nie robić.

    Jol ostatnio stwierdził, że nasz „bardzo młody” bramkarz musi iść gdzieś na wypożyczenie, a przecież Stockdale’owi zaraz stuknie 26 🙂 To znaczy jestem zaskoczony wiekiem Nielsena, bo myślałem, że to nastolatek, ale widać, że u bramkarza przyjęło się liczyć lata nieco inaczej.

    Zaraz wkleję tutaj artykuł poruszający pewne wydarzenie i obawiam się o jego długość 😛

  15. Jacek_UK 3 lipca, 2011 / 07:01

    Cookie, pare fotek udalo mi sie pstryknac a nawet krotkie filmiki ale niestety zrobione komorka bo okazalo sie ze na CC nie wolno filmowac meczy kamerami video co powiedzial mi porzadkowy przy przeszukiwaniu plecaka. Teraz tylko pozostaje mi zapytac gdzie moge znalezc hosta na podladowanie materialu? nie wiem czy moglbym podladowac moje filmiki na youtube

    Poza tym pamiatka z meczu jest takze przeceniona czerwona koszulka (chyba Training Shirt) z poprzedniego sezonu. Tak jak mi radziles Cookie staram sie nie patrzec na rekawy przyozdobione siedzaca para 😉

  16. Jacek_UK 4 lipca, 2011 / 17:47
  17. Jacek_UK 4 lipca, 2011 / 17:50

    to taka proba coz zdjecia nie najlepsze ale pamiatka jest :), cala reszte archiwum podladuje po powrocie z Polski i Egiptu

    poczatek meczu

    http://videobam.com/lSIzF

  18. cookie 8 lipca, 2011 / 17:11

    Jacku, i jak, Kappowy diabeł nie taki straszny jak go malowałeś? 😀

    Jeśli nie masz nic przeciw, zedytowałem odrobinę Twój komentarz, w którym umieściłeś linki, by był on bardziej przejrzysty. Zakładam, że chciałeś wkleić tutaj miniaturki zdjęć, jednak najprawdopodobniej takiej możliwości w komentarzach nie ma. Przerobiłem więc te linki na zwykłe odnośniki do zdjęć.

    Pamiątki miłe, dziękujemy. Mało rzeczy związanych z Fulham cieszy mnie osobiście bardziej niż Jezus Greening 🙂 widać też, że na trybunach było zadziwiająco sporo osób.

    Czekamy oczywiście na więcej, jeśli uwieczniłeś coś jeszcze. A na razie udanych wycieczek zagranicznych, jak i powrotów do kraju. 🙂

  19. Jacek_UK 24 lipca, 2011 / 10:46

    Cookie, dzieki za edycje, juz myslalem ze cos spieprzylem bo miniaturki sie nie pokazywaly 🙂

    Jak tylko uporam sie z dwutygoniowym zaleglosciami obiecuje podladowac jeszcze pare rzecz, znalazlem nawet zdjecia z meczu ze Swindonem w FA Cup 🙂

    PS.Kappowy „diabel” oraz pozostale tshirty z logiem okazaly sie bardzo pomocny podczas targowania sie o rozne rzeczy w Egipcie, MAF jest tu dosc dobrze znany. Nikomu jednak nie polecam wczasow w tym kraju w lipcu jako ze w sloneczku bylo nawet do +55C…

  20. cookie 25 lipca, 2011 / 14:42

    Naprawdę wytargowałeś lepsze ceny dzięki koszulce Fulham? 🙂 Bardzo ciekawa historia. Oczywiście, czekamy na jakiekolwiek inne pamiątki ze spotkań 🙂

Dodaj odpowiedź do zinha Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.